Wojciech Olszewski

Drogi Krzysztofie!

            Niesłychanie cenię sobie nasze - czasem wielogodzinne - rozmowy o życiu i muzyce. Jesteś wspaniałym rozmówcą. Lubisz mówić w swoim kwiecistym stylu, ale jesteś też uważnym słuchaczem. Nie można Cię zbyć byle czym, jakąś pustą uwagą bez znaczenia. Dopytasz, wyciągniesz od rozmówcy jego prawdziwe poglądy, czy uzasadnienie, dlaczego użył takiego, a nie innego sformułowania. Trzeba być uważnym i szczerym rozmawiając z Tobą. Pamiętasz wszystko z tych konwersacji i można być pewnym, że zareagujesz na nieoczekiwaną zmianę poglądów rozmówcy lub cień fałszu w jego słowach, nawet po upływie długiego czasu od ostatniej rozmowy. Stawia to przed rozmówcą wysoką poprzeczkę intelektualną, ale może też być silnie inspirujące. Dla mnie jest. Po każdej rozmowie z Tobą czuję się mądrzejszy, a przede wszystkim dowiaduję się czegoś o sobie. Nie boisz się też wyrażać swoich poglądów nawet jeśli mogą być kontrowersyjne.

            Jesteśmy muzykami - instrumentalistami, więc nasze rozmowy różnią się nieco od rozmów "przeciętnych" ludzi (bez fałszywej skromności - nie sądzę, że my jesteśmy nieprzeciętni, czy lepsi od innych, chodzi mi raczej o ludzi nie związanych z naszym zawodem. Nawiasem mówiąc zapewne zarzucisz mi w tym momencie, że niepotrzebnie zaniżam swoją wartość, bo przecież my JESTEŚMY nieprzeciętni z racji chociażby predyspozycji do muzykowania...). Rozprawiając o muzyce nie mówimy o pracy (chociaż jest to nasz zawód i żyjemy z jego uprawiania), mówimy o pasji, pięknie, sztuce, wyższych wartościach itd. To nasze życie! Właśnie - "życie"! A co się dzieje kiedy uświadamiamy sobie, że jest ono takie kruche, że jest wielce prawdopodobne, że może się zaraz skończyć? Doświadczyłeś tego. Słowa zawarte w Twoim tekście otworzyły mi oczy na wiele spraw, a wyobraźnia dotarła do zamkniętych do tej pory światów. Zrozumiałem jak różnić się może podejście do muzyki i sztuki w ogóle, kiedy prawie dotyka się absolutu, ociera się o tę cienką granicę, która oddziela nas od TEGO - TAM. Chociaż właściwie nadal tego nie rozumiem - nie oszukujmy się. Jednak pokazujesz mi inny, najprawdopodobniej najwłaściwszy, punkt widzenia.

            Jestem instrumentalistą, ale ważną częścią mojej działalności zawodowej jest edukacja młodych adeptów muzyki. Jestem więc też teoretykiem przekazującym swoją wiedzę studentom. Muszę więc operować nią w sposób uporządkowany, poszufladkowany, zgodny z pewnymi obowiązującymi zasadami. Tutaj pojawia się pewien rodzaj konfliktu mentalnego w naszych poglądach (to znaczy Twoich i moich). Twoje doświadczenia nauczyły cię postrzegać muzykę jako zjawisko dźwiękowe, posiadające swoje piękno, ale przede wszystkim emocje. W zasadzie mało ważna jest dla Ciebie "poprawność", interpretacja zgodna z ogólnie przyjętymi zasadami, czy twórczość formalnie doskonała. Jeśli nie ma w muzyce emocji, to nie pomoże jej nawet super doskonała harmonia czy najbardziej skomplikowany rytm. Zaryzykowałbym twierdzenie, że wolisz pewne niedoskonałości, czy nawet pomyłki, świadczące o prawdzie i człowieczeństwie wykonawcy bądź twórcy dzieła muzycznego. Przesadna poprawność często wyzbyta jest emocji, jest zimna i płaska.

            Nasze dyskusje zahaczają więc często o problemy poprawności interpretacyjnej, inwencji twórczej kompozytorów i po prostu odczuciu prostego piękna w muzyce. Twoje podejście do tej materii musiało poskutkować tym, że słuchanie muzyki dało Ci siłę do przezwyciężenia tej strasznej choroby, której doświadczyłeś. Emocje płynące z dźwięków, a właściwie z inwencji twórców i interpretatorów muzyki, mogły w pewien sposób uporządkować równowagę Twego organizmu w sensie fizycznym. Zachwyt pięknem sztuki to balsam dla człowieka, który potrafi go doświadczyć. Ty to potrafisz. Wielokrotnie byłem świadkiem okazywania przez Ciebie takiego zachwytu. Nie jesteś w tym powściągliwy. Potrafisz się zachwycić świetnie przyrządzoną zupą, czy widokiem wzburzonego morza. Nie ukrywasz tego zachwytu. To on daje Ci szczęście, a szczęście daje Ci zdrowie. To pewnie dość naiwne myślenie, ale mogę to porównać ze swoimi dylematami dotyczącymi tworzenia czy interpretacji muzyki. Ty takich nie masz. Starasz się grać tak jak czujesz, jak najpiękniej potrafisz. Ta wszechorganiająca potrzeba piękna (a tym samym szczęścia) "reguluje" Twój organizm i sprawia, że funkcjonuje normalnie. To moja bardzo subiektywna obserwacja i zapewne nie może być poparta żadnym teoretycznym potwierdzeniem. Jest jednak analogiczna do sytuacji "konnfliktu" między poprawnym, a pięknym i pełnym emocji wykonaniem muzycznym (bądź kompozycją). Jedno nie wyklucza oczywiście drugiego, ale jest mocno zauważalny brak jednego z tych elementów.

            Najbliższa jest nam muzyka jazzowa i okołorozrywkowa. I chociaż piszesz także o Bachu, jego muzyka zawiera tylko jeden z ważnych w Twoich rozważaniach element: doskonałość formy i treści. Piękno w teoretycznie doskonałej i poprawnej formie to efekt geniuszu kompozytora. Muzyka jazzowa zawiera element ważniejszy - żywe emocje. Improwizacja jest opowieścią tu i teraz. Mówi do nas muzyk - człowiek, w swojej kreacji i interpretacji. Cenisz tylko tych co mówią PRAWDĘ. Jesteś niezrównany w swojej ocenie. Nigdy nie zainteresuje Cię improwizacja "poprawna", sztuczna, wykreowana pod publiczkę, zgodna z oczekiwaniami publiczności itp. Przekaz prawdy o sobie, o stanie swego ducha, smutku, radości to podstawa muzyki improwizowanej. Tylko takiego przekazu chcesz słuchać. Dlatego Szukalski - wydarta dusza i serce w dźwiękach Jego saksofonu. Dlatego Metheny - klarowna przestrzeń, znaczenie ciszy, kolory muzyczne. Dlatego każda inna muzyka, ale z prawdziwymi emocjami, bez kalkulacji i sztuczności.

            Moje podejście do teorii muzyki i edukacji bardzo się zmieniło wobec Twoich poglądów, które przekazałeś mi wielokrotnie w naszych dyskusjach. Muszę często mocno się natrudzić by "pogodzić" potrzebę przekazania studentom konieczności ćwiczenia pewnych ustalonych schematów interpretacyjnych, poznania zasad przebiegu harmonicznego itp. z uświadomieniem im jaką wartością jest przekaz i emocje w tworzeniu prawdziwej muzyki. Można powiedzieć, że dzięki Tobie i ja to zaczynam rozumieć.

            Nigdy nie będziemy myśleć tak samo, bo każdy jest inny i jego świat także. Nie chciałbym też twierdzić, że człowiek potrzebuje takich doświadczeń, jakie dotknęły Ciebie, by się nauczyć prawdziwego słuchania muzyki. Nikomu tego nie życzę. Życzę jednak wszystkim umiejętności zachwycania się pięknem, które może być solą naszego życia. Twój zachwyt mnie inspiruje!

Wojtek Olszewski

PS. Chciałbym jak najczęściej oglądać Twoją lekko uśmiechniętą twarz kołyszącą się w lewo i prawo w okolicach gryfu kontrabasu w czasie koncertu. Takie zachowanie świadczy, że utwór "dobrze idzie..."   To ten zachwyt....